
Denis, jak zostaje się tak słynnym twórcą treści podróżniczych?
Wszyscy zaczynamy od czegoś – a dla mnie tym punktem wyjścia było dosłownie zero. Po prostu chłopak z telefonem i silną wiarą w to, co robi. Przez lata nie miałem nawet porządnego aparatu. A kiedy w końcu go zdobyłem, wszystko wydawało się zupełnie naturalne, bo wcześniej nauczyłem się tworzyć z niczego i wykorzystywać na maksimum to, co miałem. I zajęło to lata! Ludzie w końcu zaczęli to zauważać. To nie był nagły przełom. Wręcz przeciwnie: długa, obsesyjna droga.
Czy od początku wiedziałeś, że chcesz iść tą drogą zawodowo?
Nie, tysiące razy wątpiłem w siebie, miałem nieprzespane noce i poniosłem ogromne wyrzeczenia. Ale odszedłem od „normalnego” życia, by gonić coś, co naprawdę sprawiało, że czułem się żywy. Nawet gdy nie zarabiałem ani grosza na swoich filmach, nie przestawałem, bo nic nie równa się temu uczuciu bycia tam, w terenie – odkrywania, poznawania nowych miejsc, kultur, uchwycenia piękna świata i dzielenia się nim z innymi.
























